Darmowa dostawa od 70,00 zł

Rynek w Kalamacie - prawie wszystko w jednym w miejscu

2023-11-04
Rynek w Kalamacie - prawie wszystko w jednym w miejscu

Jak poznaliśmy rynek w Kalamacie, czyli kulinarny must see!

To było wiadome od początku, że jeśli spędzamy urlop w tej okolicy, to musimy zapoznać się z lokalnym bazarkiem. Szybko okazało się, że to nie żaden „bazarek” a naprawdę spory teren, gdzie w środy i soboty kupisz chyba wszystko, co potrzebne do jedzenia: warzywa, owoce, sery, dżemy, oliwki, wino, mięso, ryby i owoce morza. Poza tym tradycyjna piekarnia, restauracja z typową grecką strawą, a na samym środku kawiarnia – ja już nie wyobrażam sobie greckiego poranka bez freddo, lodowatej greckiej kawy.

Pewnego dnia był również artysta-malarz ze sztalugami i aż mu zazdrościłam, że może to wszystko uwiecznić na płótnie, bo ja z malowania to tylko „wlazł kotek na płotek”…

 

Wchodzimy od strony parkingu (i amfiteatru) i to, co się dzieje z naszymi zmysłami, to niech się specjalista wypowie, bo zamiast kartofli widzimy mnóstwo greckich pomarańczy, mandarynek, a to przecież nie Boże Narodzenie!
Kartofle też są, ale w kolorze ceglastym, bo taki kolor ma ziemia w tej okolicy. Pomidory – te równiutkie, wg norm unijnych (dobre), ale są i takie zupełne lewaki (najlepsze). Czerwona cebula (z białych to widziałam tylko cukrową), cukinia i małe bakłażanki (inne niż w Biedrze, dziwne…).

Mandarynki zaś leżą sobie wesoło w listkach – słowo daję, tak wyglądały! I wszędzie te greckie oliwki, oliwki kalamata oraz inne, których nazw jeszcze nie znam. A z tych oliwek – oliwy extra virigin we wszystkich popularnych pojemnościach 0,5 l, 1 l, 2 l, 5 l, wedle uznania. Są również pasty z oliwek, oliwki marynowane, a nawet dżemy z oliwek, ale o dżemach później.

Jest też obfitość zieleniny – natki, koperki, szczypiorki, tylko więcej. Całe skrzynki wypchane hortą, dziką zieleniną, niezbędną w tutejszej kuchni, ale też szpinakiem i znajomą natką pietruszki. A szczypior wielkości pora, ale do jajecznicy tak samo dobry. Jajka też są – jakby ktoś pytał.
To jest dopiero pierwszy etap a ja już, oszołomiona jak 3-latka na karuzeli… wyłożyłam się jak długa. Serce i oczy gnały do przodu (a głupi mózg szeptał: „bo wszystko wykupią…”) – nogi nie zauważyły przeszkody architektonicznej. Dziura na kolanach, krew, no trochę przypał…

Dalej wchodzimy pod zadaszenie i w dalszym ciągu te warzywa, gdzieniegdzie suszone pachnące oregano, rumianek i herbata górska, ale są też sklepiki z serami. Mijamy mięsa, kiełbasy (np. z pomarańczami, przysięgam!) i znowu greckie oliwki, oliwy z oliwek 0,5 l, 2 l, 5 l, i pasty z oliwek, z oliwek zielonych, z oliwek czarnych i marynowane oliwki.
Nasz, jak się potem okazało, ulubiony sklep z serami oferuje nie tylko znakomitą fetę (oczywiście, że z beczki) ale też delikatny, miękki i nieco słodkawy ser kozi, który zawsze musimy przywieźć rodzinie i znajomym. Ja polewam go oliwą i sokiem z cytryny – smakuje wybornie. Nadal nie wiem, jak się nazywa…

Teraz pora na część „o wymagającej woni”, czyli ryby i owoce morza. Nie żeby były nieświeże, wręcz przeciwnie. Kupiliśmy kalmary, nie mając oczywiście pojęcia, jak się je przyrządza. Na szczęście można poprosić o wersję dla amatorów, czyli z wyjętymi fetami i ościami. Idziemy dalej z wyczyszczonymi głowonogami i z wiedzą, jak je przyrządzić.

Kolej na freddo (już drugie dziś). Dla tych, co nie wiedzą co to – w najprostszej wersji jest to espresso z lodem, czasem pokruszonym. No bo freddo cappuccino jest podobne, tyle że z dodatkiem mleka. Do tego zawsze dostajemy słomkę. Freddo tym różni się od, znanej nam-turystom, frappe, że to drugie jest z kawy rozpuszczalnej. Grecy raczej nie piją frappe, przynajmniej nasi znajomi.

Następny etap to sklepiki z typowo greckimi produktami. To tu poznaliśmy dżemy pomarańczowe od Statisa i od Marii, które mamy teraz w naszym sklepie. Te sklepiki oferują wszystko to, co typowo greckie, czyli greckie oliwki, grecką oliwę z oliwek, pasty z oliwek, zioła, makarony, chałwę oraz wina (wina to w ogóle oddzielna kategoria, bo te greckie są przepyszne, a kompletnie w Polsce nieznane). Sprzedawcy są mocno zorientowani na turystów, ale na pewno nie natarczywi. Są zwyczajnie mili i zachęcają do spróbowania ich produktów.

Oddzielną kategorią są dżemy i w ogóle słodkości w słoikach. Te, które tu widzimy, nie mają sztucznych konserwantów, za to bardzo dużo owoców, a ich skład jest naprawdę nieskomplikowany – pomarańcze, mandarynki, figi, cytryny, bergamotki, granaty, wiśnie, truskawki i tylko cukier jako konserwant. To tu poznaliśmy dżem pomidorowy, czyli coś jak keczup, ale znacznie słodszy oraz grecki ocet balsamiczny na bazie fig, czyli oxymeli (oξύ και μέλι – kwas i miód).

Na końcu (lub jak ktoś woli, na początku) jest restauracja Nikitas dla bywalców bazarku, ale nie tylko, bo czynna jest codziennie. Jest w niej wszystko co typowe dla greckiej kuchni, więc i grillowane mięsa, i souvlaki, i pitagyros (choć nie dajemy mu 5/5 punktów – gdzie indziej w mieście mamy swojego ulubieńca). Są sałatki i wszystkie mezedes, począwszy od tzatzików.

Nie trudno się domyślić, że wyszliśmy obładowani, ale nie mogliśmy się oprzeć tym kolorom, tym zapachom, tej różnorodności. Nikt by się nie oparł… Kupiliśmy nawet te ceglaste ziemniaki. Na szczęście za pierwszym razem przyjechaliśmy na Peloponez dużym autem, więc mogliśmy poszaleć.
Przyjemne to było doświadczenie i zawsze tu wracamy, gdy jesteśmy w okolicy, na krótszym czy  dłuższym urlopie. Musimy tu zajrzeć, zrobić zakupy, wypić kawę, popatrzeć, posłuchać i… poudawać Greków.

Polecamy!

Pokaż więcej wpisów z Listopad 2023
Prawdziwe opinie klientów
5 / 5.0 17 opinii
pixel